niedziela, 31 sierpnia 2014

4 MIESIĄCE ♥


Dobry wieczór! :3
Już od 4 miesięcy ten blog funkcjonuje *-* Jestem szczęśliwa, że tyle ze mną wytrzymaliście  ♥
Tak więc, oto one shot za to, wszystko. 

Patrze na niego.
Co inni w nim widzą?
Lenia. Idiotę. Człowieka żyjącego na krawędzi.
Co ja w nim widzę?
Wspaniałego męża. Inteligentnego mężczyznę. Człowieka z pasją.
Jest duża różnica. 
Z resztą, inni patrzą na niego z pod oka. A ja? Ja patrze na niego z miłością. 
No bo sami powiedzcie? Co jest złego w motocrossie?  Może i pojawia się małe, maluteńkie ryzyko, jednak on jest szczęśliwy. A ja chce, by był szczęśliwy. 
Jestem z niego dumna. Mimo tego, co robi na co dzień, ma dla mnie czas. I chodź jest go małoto i tak jest. 
A każda chwila spędzona z Leonem jest dla mnie bardzo ważna. 
Bycie z człowiekiem, który ma tak niebezpieczną prace, zmusza mnie do poświęceń, jednak wiem, że on jest mi za to wdzięczny.
Jednak chyba jak każda kobieta, chciała bym czasem odpocząć od tego wszystkiego... 

PRÓBA PIERWSZA

Wchodzę do pokoju. On, jak z resztą w każdą niedziele ogląda telewizor. Staje na przeciwko niego, zasłaniając mu ekran.
 -Ej!-burczy spoglądając na mnie.-Próbuje oglądać!
 Nic sobie z tego nie robię. Zabieram mu pilota i wciskam czerwony przycisk. Włączam. Siadam obok niego.
-Leon-zaczynam poważnie.-Musimy porozmawiać. 
Patrzy mi w oczy. Z jego wyrazu twarzy można wyczytać niepokój. Kiwa powoli, twierdząco głową.
-Wyjeżdżam.-mówię powoli.
Teraz na jego twarzy pojawia się zdziwienie. Już otwiera usta by coś powiedzieć jednak mu przerywam. 
-My, wyjeżdzamy.-poprawiam się.-I nie chce słyszeć sprzeciwu. Spędzimy razem dwa tygonie z daleka od motorów.
Widać, że nie może uwierzyć w to, co mówię. Wykrzywia się.
Podaje mu kolorową ulotkę. On, lustruje ją wzrokiem.
-Ale Ludmi...-patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.-Nie możemy...
Wzdycham. Kładę rękę na jego ramieniu. 
-Słuchaj, Leon.-mówię powili.-Kochasz mnie?
-Tak.-odpowiada bez wahania. 
-To zrób to dla mnie.-delikatnie muskam jego policzek ustami.-Proszę. 
Uśmiecha się. 
-Lu, nawet nie wiesz jak bym chciał jednak niedługo mam zawody.-wychodzi z pokoju.  
I znowu się nie udało...

PRÓBA DRUGA

 Siedzimy przy stole i jak co dzień jemy obiad. Dziś powinno się udać, gdyż zrobiłam naleśniki, które Leon wprost ubóstwia. 
-Smakują Ci?-pytam.
W odpowiedzi kiwa twierdząco głową przeżuwając kolejny kęs.
-Wspaniale.-uśmiecham się.-Leoś...
-Tak?-pyta z pełnymi ustami.
Wstaje. Biorę z półki ulotkę którą pokazywałam mu cztery dni temu. 
-No proszę!-spoglądam na niego błagalnie.-Zgódź się no!
Mruży oczy. 
-Lu...-kiwa przecząco głową.-Już o tym rozmawialiśmy...
Siadam na krześle. 
-Ale jesteś!-mówię niczym małą dziewczynka.-Kocham Cię, i rozumiem że chcesz rozwijać swoją pasje ale ja tak nie mogę! Ciągle motory i motory... 
-Dobrze wiesz, że mam zawody.-odnosi pusty talerz do zlewu.-Nic nie zrobię.
-Leon do cholery!-podnoszę głos-Co się z Tobą dzieje?
-Nic.-odpowiada spokojnie.-Mówisz, że mnie rozumiesz a jednak naciskasz! 
Jestem zdenerwowana. 
-Nie poznaje Cię już!-krzyczę.-Nie poznaje!
On wychodzi z kuchni. 
Zostaje sama. Płacze. 
Znowu się nie udało...
 
 PRÓBA TRZECIA

Pogodziliśmy się. Jest już ok. Leon jest spokojny. Leży na kanapie i czyta jakieś czasopismo. 
-Cześć!-wkraczam do akcji.-Mam ciasteczka.
Siada i zaczyna mi się przyglądać.
-Jakie dokładnie?-pyta.
-Twoje ulubione.-uśmiecham się.-Czekoladowe. 
Podchodzi do mnie. Obejmuje moje biodra.
-A gdzie te ciastka?-mówi uśmiechnięty.
Złapał chaczyk.
-Dostaniesz ciastka, jak zgodzisz się na wyjazd.-mówię poważnie.-To jak?
Obraca się do mnie tyłem. 
-Nie ma mowy.-odpowiada.-Nie skusze się.
Fukam.
-Jesteś okropny!-krzyżuje ręce na piersiach.-Co Ci tak zależy?
Obraca się do mnie. Podnosi wysoko brwi.
-Rozumiem, że nie chcesz jechać na wyścig?
-Wyścig?-pytam-O co chodzi?
-No jak to o co, Ludmiło?-wykrzywia się.-Obiecałaś że będziesz przy mnie. 
Patrze mu w oczy. Jest smutny.
-Obiecałaś, że będziesz mi kibicować.-wbija wzrok w ziemie.-
Jest mi głupio. Bardzo.
-Leon ja... Zapomniałam.-szepce. 
-Jak wygram, to będę miał dużo pieniędzy i wtedy pojedziemy do Włoch. Jak się poznaliśmy to powiedziałaś, że to twoje marzenie.
Przytulam go. 
Jednak jest najwspanialszym facetem na świecie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wyszło xddd No ale cóż :3 Dziękuje za czytanie bloga =D


  
 
 



niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 5



***

Wysoka blondynka siedziała, na fotelu, w rogu pokoju. Była bardzo słaba, głowa ją bolała.
-Ludmiła...-do pokoju wszedł jej chłopak.-Gdzie jesteś, kotku?
-Tu..-zachrypnięty głos dziewczyny-W salonie.
Mężczyzna powędrował do ukochanej.
-Lu, jesteś strasznie blada! Jak się czujesz?-zapytał zatroskany.
-Źle. Głowa mnie boli, gardło też.-wstała.
-Lepiej się połóż. Zrobię Ci herbatę. 
-Nie trzeba. Tylko podaj mi pilota do telewizora.-poprosiła.
Chłopak zrobił to, o co poprosiła go Ferro. Jednak nie pooglądała długo gdyż do pokoju wtargnęła zezłoszczona Francesca.
-Nawet nie wiesz co mi się przytrafiło! Byłam z Leonem, Marco i Larą w kinie a potem restauracji i...-przerwała i zlustrowała przyjaciółkę wzrokiem.-Lu, wszystko dobrze?
Blondynka popatrzyła Włoszce w oczy. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po policzkach Ludmiły.
-Nie, Fran. Czuje się okropnie.-jęknęła.-Jestem potworem, Fran! Potworem!
-Ależ co ty mówisz?-brunetka nie odrywała od niej wzroku.
-Federico jest w domu?-zapytała po chwili Argentynka.
-Nie. Wpuścił mnie do mieszkania i wyszedł. A teraz powiedz mi, co się z Tobą dzieje?
-Francesco, kochana Francesco! Ja jestem w ciąży!-płakała.
-Jak to, w ciąży?-prawie krzyknęła.-Dalej nic nie rozumiem... Co w tym złego? 
-Ależ, Fran. Fede co dopiero mi mówił, że nie jest gotowy na dziecko!
Nastała cisza. Ani Resto, ani Ferro nie wiedziały co powiedzieć. 
-On na pewno zrozumie.-szepnęła Włoszka.-Wszystko się ułoży. 
-Nie! Nic się nie ułoży! Federico będzie na mnie okropnie zły.
Wtedy obie kobiety usłyszały szuranie klucza w zamku. Po chwili do pomieszczenia wszedł chłopak Ludmiły.
-Em... Wy dwoje, musicie sobie coś wyjaśnić.-powiedziała na jego widok brunetka po czym opuściła salon i powędrowała do łazienki by obmyć zapłakaną twarz. 
-Co się stało?-zapytał chłopak i przyklęknął przy fotelu na którym dalej siedziała blondynka. 
-Kochanie... Obiecasz, że nie będziesz krzyczeć?
-Obiecuje. No mów.-położył jej dłoń na ramieniu. 
-Ja jestem w ciąży-powiedziała po czym wybuchnęła płaczem.
Jednak Włoch zamiast się zezłościć złożył na jej ustach pocałunek.

***
-Natalia, to już nie są żarty.-Maxi popatrzył w oczy swojej dziewczyny.-Zaczęłaś palić, pić i ćpać. Nie znałem Cię od tej strony. 
Brunetka tylko zaśmiała się po czym podeszła do drzwi wyjściowych.
-Gdzie się wybierasz?-podszedł do niej Ponte.-Jest już późno.
-Jestem już dorosła i sama decyduje o tym, gdzie idę i kiedy.-odparła obojętnie. 
-Mimo swojego wieku, zachowujesz się jak pięciolatka.-złapał ją za rękę. 
-Maxi, daj już sobie spokój. Nie wiem w ogóle, po co tu przylazłeś.
-Boże, Natalia! Czy ty już nic nie pamiętasz?!-brunet popatrzył smutno w jej stronę. 
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wbiła wzrok w podłogę. 
-Dokładnie dziś, jest nasza rocznica. Jesteśmy parą już rok. Chciałem Cię zabrać do restauracji, do kina. A ty otwierasz mi paląc papierosa.-posmutniał.-Mam wrażenie, że tylko ja dbam o ten związek. 
-Maxi, ja...-zaczęła.-Nie wiedziałam. 
-Ty nic nie wiesz! Cały czas widzę Cię z alkoholem bądź skrętem. Naty, kocham Cię jak szalony i zawsze będę. Jednak musisz coś w sobie zmienić. Pomogę Ci rzucić nałóg.
-Też Cię kocham, Maxi. Najbardziej na świecie.-przytuliła go.-Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam.
Stali przytulając się parę minut. Gdy się od siebie odczepili wrócili do salonu w którym przed chwilą byli. Usiedli na kanapie. 
-Naty... Może, zechciała byś iść jeszcze dziś ze mną, na kolacje rocznicową...?-zapytał chłopak.
-Tak. Wybrała bym się.-uśmiechnęła się.-Tylko się przebiorę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zero Leona i Marco :D A o Larze to już nie wspomnę xd Mamy za to Ludmiłę w ciąży i rocznice Naxi c: Mam nadzieje że nie jesteście źli *--* Uznałam, że na tym blogu są potrzebne też inne postacie, niż te, które znajdują się na szablonie :3 Tak czy siak-macie tu rozdział i cieszcie się :D 

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 4

Hej, hej! :3
Tak pisze do Was :D Jak się okazało, czyta mnie 5 osób. Jestem pod wielkim wrażeniem, gdyż NIKOMU nie pisałam (przez ostatnie 2 miesiące) o tym blogu x...x A tu taka niespodzianka :* 
Ten rozdział, dedykuje wszystkim czytelniką. Jesteście dla mnie, zjebanego Olszona, ogromnie ważni ;) 
Proszę, byście podczas czytania słuchali >>tego<< ;3
ZAPRASZAM *......*

Francesca pojechała dziś z Leonem na lotnisko by pożegnać Camile i Sebastiana którzy wbierali się w podruż poślubną . Oprócz nich byli tam też Ludmiła z Fede i Diego z Violą. Marco i Lara też by przyjechali jednak musieli jechać z Viktorią do lekarza. 
Nie obyło się bez łez ze strony panny Ferro która traktowała rudowłosą jak siostre. Trzeba przyznać, że Włoszka również sie rozkleiła. Jednak pan Verdas tak jak pan Pasquarelli nie okazywali praktycznie żadnych uczuć. 
Gdy małużonkowie byli już w samolocie czwórka przyjaciół machała im. Kiedy skończyła się "ceremonia"  Ludmiła pociągnęła Federico do samochodu tłumacząc że ona i jej chłopak muszą dziś odwiedzić jej matkę. Włoh był widocznie niezadowolony z planów ukochanej jednak posłóżnie wsiadł do auta i je odpalił. 
Resto i Verdas również ulotnili się z lotniska i pojechali do domu Meksykanina. Gdy byli już na miejscu chłopak poczęstowała Włoszke ciastkami i herbatą. Usadowili się w salonie.
-Fran...-zaczął szatyn.-Lara nabiera podejżeń. 
-Jak to? Jakim cudem?-pytała brunetka.
-Zadzwoniła dziś do mnie i powiedziała, że jesteśmy złymi aktorami i nawet zagrać szczęśliwej pary nie umiemy.-przełknął śline.-Dodała również, że znajdzie na nas "haczyk".
-Musimy zacząć zachowywać się bardziej... Naturalnie.-odparła po chwili zastanowienia. 
-To mamy do tego okazje gdyż Baroni zaprosiła nas dziś do kina. Będzie też Marco. Viki opiekuje się jej teściowa więc mają wolny wieczór.
-Genialnie! Pokażemy tej zołzie, że jesteśmy parą idealną. 
-Mam nadzieje że się uda.-westchnął Verdas.-Zapomniałem Ci czegoś powiedzieć ale wole, byś tego nie wiedziała....
-Mów!-krzyknęła podenerwowana Francesca.
-Dobrze, już dobrze.-uspokoił ją.-Marco i Lara... Biorą ślub.
Po policzkach brunetki zaczęły spływać łzy. Dostała nagłej migreny.
-Leon... Głowa mnie boli. Strasznie.-powiedziała cicho. 
-Wiem, że Ci ciężko, Fran. Spokojnie. Mam coś na migrene zaraz Ci dam.-przytulił ją.-A teraz, zrobie kakao. 
Niedługo potem Verdas i Resto leżeli razem na kanapie i oglądali jakąś komendie w telewizji. Brunetka poczuła się lepiej. Poleżeli tak ponad godzine i akurat przy napisach końcowych  zadzwonił telefon Meksykanina. Był to Marco który oznajmił, że za godzine będą czekać pod kinem wyznaczonym już wcześniej. 
Leon przebrał się w świeżo wypraną , wyprasowaną błękitną koszule i czasne rurki. Potem para przyjaciół wsiadła do jego samochodu i pojechała do mieszkania Włoszki by ta również zmieniła ubrania. 
Gdy byli już na miejscu Verdas czekał w aucie a Francesca poszła się przebrać. Dziewczyna wybrała krótką, czerwoną sukienke i czarne szpilki. Upieła włosy w koka i poprawiła makijaż. Następnie wzięła czarną kopertówke i wróciła do pojazdu przyjaciela. Oboje ruszyli do wyznaczonego miejsca. 
Przed kinem  czekali już na nich Marco i Lara. Gdy byli już w środku zaczęli obmawiać seans, na jaki chą się wybrać. 
-Ja chciała bym coś... Romantycznego.-odezwała się Baroni.
-A ja wole filmy przygodowe.-odparł Leon.
-Jak to, Verdas? Nie chcesz iść na film o miłości? Przecież jesteś ze swoją dziewczyną.-szatynka podkreśliła słowo "dziewczyną".-To idealna okazja by się poprzytulać.
-Ja tylko mówie, co wole.-odpowiedział na zaczepke szatyn.-Ale jeśli moja Frania chce, możemy iść na romans. 
-Oj Leoś, jaki ty jesteś słodki.-Włoszka pocałowała chłopaka w policzek na co on ją obioł.
-Szczerze mówiąc to ja też poszedł bym na film przygodowy.-powiedział ostrożnie Marco.
-Ja chyba też.-poparła go Francesca. 
-Ale...-zaczęła Baroni.
-Przegłosowana.-uśmiechnął się złośliwie Verdas. 
W końcu udało się kupić bilety na film pod tytułem "Herkules" (Ja, autora sama na nim byłam i gorąco go polecam ;3) Pech chciał, że Lara i Fran siedziały obok siebie... Na szczęście, nie wyszło z tego nic złego gdyż pilonowali ich towarzyszący im mężczyźni. Leon, obioł Włoszke i przyciągnął do siebie na co ona oparła  głowe na jego ramieniu. Ta scena wyglądała tak prawdziwie, że nawet panna Baroni zaczęła mieć wątpliwości co do udawania związku przez tą dwójke. Gdy film się skończył cała czwórka opuściła sale kinową. 
-Jestem strasznie głodyn.-stwierdził Tavelli.-Może pójdziemy na wspólną kolacje?
-Nie mam nic przeciwko.-uśmiechnął się Leon.-A ty skarbie, co sądzisz?-zwrócił się do Fran.
-Jasne, możemy iść.-zgodziła się Włoszka. 
-Niedaleko jest świetna restauracja.-odparła Lara.-Pamiętasz, kochanie? Byliśmy tam na pierwszej randce.-dodała patrząć Marco w oczy.
Niedługo potem czwórka "przyjaciół" siedziała przy czteroosobwym stoliku. 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tsa... Krótki ;-; Nie mam wany ;c Następny rozdział pojawi sie za jakieś dwa dni, jeśli się wyrobie xd
Dziękuje wszystkim którzy czytają. ;))) I zapraszam na mojego najnowszego bloga c; >>KLIK<<


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Wyjaśnienia.

A więc miałam dziś opublikowac bardzo długi rozdział. Ale... ON MI SIĘ USUNĄŁ ;C CAŁY!!!
Jestem bardzo zła ;-; Rozdział pojawi się za jakieś trzy dni. Będę go do tego czasu piać OD NOWA i może dodam coś fajnego ;/ Jestem na prawde strasznie wkurzona i przepraszam ;_; I jeśli ktoś w ogóle to czyta to niech skomentuje tego posta. Chce wiedzieć, że ktoś to czyta. Jeśli nikto to trudno. Zawiesze bloga.
Jest jeszcze sprawa-Prowadze bloga o... DIECESCE :D
<klik>  Wchdzicie i komentujcie ;*